środa, 11 czerwca 2014

Wody Termalne

Postanowiłem napisać post aby się trochę odstresować po dniu stresu. Tym razem o wodach termalnych.

Wody termalne zawsze gdzieś tam stały w aptekach i sklepach typu superpharm. Produkty które kupowałem chwaliły się składem i zawartością wód z różnych zakątków najczęściej Francji.

Właśnie po pierwszym pobycie w kraju (no będę szczery uwielbiam Francję), zauważyłem jak dużo uwagi poświęcają wodzie. Mają jedną z najczystszych wód w kranach w Europie którą bez problemu można by było pić, po kąpieli właściwie nigdy nie miałem problemów ze skórą. W Polsce ,chociaż już i tak diametralnie polepszył się jej stan bo byłem uczulony na chlor jako dziecko. Mieszkając w Warszawie, po kąpieli w niej miałem to samo co po pierwszych lekcjach na basenie z którego dostałem zwolnienie właśnie z tego powodu, swędzenie i uczulenie. Zmieniło się to gdy rodzice ze mną do domu koło Warszawy i mieliśmy własne ujście wody.

Wracając do Francji. Pomimo jak wspomniałem już woda w kranie jest tam dobra, oni uczą dzieci aby nie piły jej, kupują butelkowaną bądź specjalnie jadą z baniakami - po tak jak u nas się nazywa - oligoceńską. W łazienkach jest ta woda w atomizerach i służy do "opryskania się" nią po twardej która płynie w rurach.
Ten zwyczaj przywiozłem razem z winami (które tam najtańsze za 1,90 Euro smakują jak te co u nas kosztują 40zł, dla nich jest to wydatek jednostkowy jakbyśmy my kupili - jabola lol).

Tak więc jeśli macie skórę atopową, wrażliwą ,przesuszającą się na ciele i wrażliwą na chemie. Kupcie atomizer litrowy, w sklepie wodę wysokozmineralizowaną (najwięcej wapnia jak to jest możliwe w mg/l) i spryskujcie się po wyjściu z kąpieli czy prysznica. Różnica jaką odczuje wasza skóra będzie ogromna. Dodatkowo kosmetyki dermatologiczne naprawdę lepiej działają na cerze która miała kontakt z miękką wodą mineralną niż z tą twardą ,10 razy gotowaną ,chlorowaną i Bóg wie jak starymi rurami do was prowadzoną. Jeśli ja czytam w gazecie okolicznej, pochwałe dla gminy ,że w miejscowości obok dopiero teraz (a mamy rok 2014) wymieniają rury z azbetowych na żeliwne? Masakra. Trąbią, abyśmy nie bali się pić wody z kranu, może gdy ona idzie z oczyszczalni jest czysta, ale później prowadzą ją przez jeszcze azbestowe rury wam do szklanki, już nie jest taka zdrowa. Jeszcze jak sobie pomyślę, że są tam ludzie którzy przez całe życie się w takiej kąpali. Nie ma możliwości jeśli pijesz ją kąpiesz się w niej aby nie miało to wpływu przez dziesiątki lat na zdrowie.

Ja oczywiście atomizera literowego w podróż nie biorę. Wtedy o wiele lepiej się sprawdza ten z Uriage. Bo dodatkowo chłodzi. W samochodzie, jak się opalamy czy po prostu w upale. W biegu jak nie macie czasu wrócić do domu, a nie chcecie wyglądać na wymęczonych. Taka woda termalna zdejmuje zmęczenie i schładza. Wyglądam świeżej.

4 wody tego typu wypróbowałem. Koniec końców jestem przy Uriage teraz i nie narzekam.

Vichy - chłodzi w lato ale jak się dowiedziałem, poza tym chłodzeniem nie ma udowodnionych żadnych właściwości leczniczych, zmiękcza skórę bo jednak to miękka woda.
La Roche Posay - właściwie kropka w kropke Vichy. Też chłodzi, też miękka woda i nie ma udowodnionych żadnych właściwości leczniczych. No ale nie dziwie sie bo obie są z tej samej corpo Loreal.
Avene - mniej chłodzi niż LRP i Vichy. Trochę bardziej zmiękcza ale wydaje mi się jakby twarz była delikatnie pod kremowana po niej. I pachnie lekko? W każdym razie coś pozostawia po wyschnięciu. Też niestety nie ma udowodnionych żadnych właściwości leczniczych w badaniach.
Uriage - I tu zaskoczenie. Ma udowodnione właściwości lecznicze. Chociaż mniej chłodzi. I z tego co pamiętam ku mojemu zaskoczeniu ta woda termalna potrafiła w promocji kosztować 9zł?

Nie bije się w pierś na ten moment mówiąc, że będę wierny Uriage. Iwostin jeszcze mi pozostał do wypróbowania jeśli zobaczę go w ludzkiej cenie lub dostanę do wypróbowania. Biotron Oxy i Jonzac jeśli gdzieś zobacze. Jonzac szczególnie mnie interesuje, całej marki jestem ciekaw bo jeszcze nie miałem z nią styczności. 

Co do marki  Uriage, napewno postaram się coś napisać o kremie (z którym mam mieszane uczucia), żelu (który mnie zadziwił) i korektorze (którego kwasy jak się okazało najlepiej po żelu z tej samej serii).

Pozdrawiam. Jeśli chcecie dalej mnie czytać dajcie znać. :)

czwartek, 5 września 2013

Wstęp: Kremy

Powoli podchodzę do tego tematu. W dużej mierze dlatego, że moje podejście do kosmetyków jest bardziej francuskie niż polskie. We Francji im więcej wiemy tym lepiej, zaczynając od czytania składu, do kogo należy marka (bo np wiemy, że są koncerny, które nauczyliśmy się omijać ze względu na skład łukiem, a które przez to nauczyły się tuszować to np niby produkt stworzony we Francji, informacje adresowe do "instytutu" stworzonego na te potrzeby i zarejestrowane we Francji przez korporacje) - jeśli do czegoś takiego dochodzi szybko ostrzegamy się i otwarcie pałamy nienawiścią do tej marki i ją bojkotujemy. Sprawdzamy też atesty (wiadomo wiemy czy są wiarygodne czy nie, nimi też się interesujemy). Im bardziej naturalne, przemyślane, organiczne tym lepiej. Jeśli nie mamy zastrzeżeń kupujemy albo prosimy o próbki. To że lubimy produkty rodzime ja  uważam za genialną sprawę (we Francji dzielimy działami nawet na produkty z Francji i całą inną resztę), dzięki temu pieniądze zostają w naszej gospodarce, a ludzie mają w tym kraju prace, rozwija się przemysł, technologie i wszystko zostaje w rodzinie - tak ma być żeby nie było kryzysu.

Dodatkowo Polak jeśli coś mu się nie podoba, nie smakuje mówi dyplomatycznie (bo może komuś ze znajomych pod pasowało etc nie chce się poróżniać z  nimi) - no ok bez wow, francuz spytany powie dobitnie - nie kupuj bo to siki, obrzydliwe! kto to wyprodukował?!, a jeszcze w sklepie na przyszłość widząc, że ktoś ma zamiar to kupić czuje się w obowiązku - powiedzieć "Pani tego nie kupuje to pomyje!". Nie lubimy trwonić pieniędzy i być oszukiwani - tym bardziej braku szczerości i polemiki gdy coś co ma smakować jak wino i jest napisane, że wino - smakuje jak siki. Za to jeśli coś jest bardzo dobre polecamy i ćwierkamy na prawo i lewo.

poniedziałek, 2 września 2013

Koloryt Skóry

Trudno jest wyobrazić sobie, ale zaledwie dwa pokolenia temu, bycie
opalonym było równe z banicją rodzinną i naganą. Bardzo pilnowano tego aby nie opalić się, matki przekazywały to swoim dzieciom zarówno mężczyzną jak i kobietom. Jeśli zdarzyła się taka sytuacja, że dziecko jakimś cudem (choć nie było to łatwe) udało się jakoś opalić, w razie imprez rodzinnych, bankietów czy coctail party, pudrowano je aby "wyjaśniało", a poza tym miało szlaban na wychodzenie z domu dopóki opalenizna nie zejdzie i często też zaczerwienienie bo przyspieszano na różne sposoby złuszczanie się tego jak na tamte czasy uważano brudem. Na bycie "brudnym" mogli sobie pozwolić ludzie pracujący na słońcu, fizycznie. Mieszczanie jako grupa aspirująca, podobnie miała świra na punkcie bycia "czystym".

To zabawne jak się moda zmieniła, podobnie np. teraz ludzie marzą o atletycznej sylwetce a dwa pokolenia temu taka sylwetka była kojarzona z biedą kołtunerią jak golenie na łyso było równoznaczne z tym że masz wszy. Mogłeś też pracować z innymi "odszczepieńcami" w cyrku, chociaż to i tak znaczyło że pochodzisz z niszy. Jak nie trudno się domyśleć wszyscy w wyższych lożach, mieli czarne bądź bardzo ciemno brązowe włosy. Zarówno mężczyźni, kobiety, dzieci, wszyscy musieli mieć czarne, ciemne włosy. Słomkowy blond
albo mysi był wiadomo z czym kojarzony. Zasady były bardzo sztywne i każdy kto nie chciał mieć problemów stosował się do nich. Trzeba było, to byli ludzie majętni, posiadający władzę, kontakty towarzyskie służyły w dużej mierze szybkiemu pomnażaniu majątku. Będąc w takiej grupie, byłeś inaczej traktowany, miałeś dostęp do lepszych inwestycji, nowy biznes mogłeś otworzyć w ciągu tygodnia, nie czekałeś w kolejce na nic, wszystko co papierkowe, zezwolenia były ci załatwiane z dnia na dzień. 

Co ciekawe w Azji, Egipcie czy w Indiach nadal te zasady panują. Wszyscy chcą mieć tam czarne włosy (mężczyźni również farbują zarost) i być białym jak tylko to możliwe. Tacy ludzie są zupełnie inaczej traktowani, lepiej, jeśli jeszcze matka natura do kompletu dodała błękitne oczy (w Indiach) najlepiej. Taki mężczyzna jest podziwiany i jest wzorem dla innych mężczyzn. W Indiach gdy idziesz do goli brody po goleniu wszyscy dosłownie poza przycięciem zarostu, przy okazji dostają kompresy i są smarowani kremami rozjaśniającymi. W drogeriach wszystkie kremy dla mężczyzn mają składniki rozjaśniające i filtry. Oglądałem wiele dokumentów na ten temat, wychodzisz na ulice jaśniejszy i rzeczywiście inaczej jesteś traktowany. Poza tym hindusi bardzo dbają o włosy i zarost. Wysocy mężczyźni od 180cm też zazwyczaj oblegają wysokie stanowiska. Im wyższy, ciemniejsze włosy, jaśniejsza cera, tym lepiej będzie miał w życiu. Rodzice marzą o takim synu, kobiety o takim mężu, mężczyźni o takim znajomym.

środa, 28 sierpnia 2013

Kremy dermo-maski tzw. barierowe

Czym są te kremy? Kremy maski, barierowe jak sama nazwa wskazuje mają odgrodzić skórę od zanieczyszczeń środowiska, wszelakiego rodzaju pyłów, kurzów, grzybów, bakterii tlenowych i beztlenowych również wirusów. Chociaż tego nie widać osiadają się na skórze powodując różne nie przyjemności. Szczególnie narażona na zakażenia jest skóra po zabiegach dermo. Z goleniem jest podobna sprawa, tylko że po goleniu rolę dezynfekcji pełni woda kolońska bądź balsam po goleniu. Kolejnym krokiem po goleniu jest krem po goleniu często dodatkowo matujący - i on w rzeczywistości powinien być tą barierą chroniącą skóra wrażliwą po goleniu na różne nieprzyjemności.

Większość męskich kosmetyków matujących ma w sobie glinkę która pełni rolę bariery pochłaniając sebum (łuj wydzielany przez pory). U kobiet są to tak zwane bazy nakładane pod makijaż, zawierające często pochodne sylikonów czy wazelin. Sylikony wygładzają teksturę twarzy, pochodne wazeliny odgradzają skórę od pyłów, fluidów przez to nie zapychają porów. Składem bardzo przypomina to kremy do rąk.

Kremy do rąk właśnie dzięki wazelinie pozwalają zachować w skórze wodę przy okazji chronią przy częstym kontakcie z detergentami.

Wśród marek aptecznych jest mnóstwo kremów typu - dermobariery. Z tych z którymi miałem styczność polecam Payot Lierac, Avene i Uriage. Poza nimi koncern L'oreal posiada tego typu kremy w markach La Roche i Vichy (ta ostatnio poczyniła znaczące zmiany w jakości składu, przez co dużo osób skarży się na uczulenia i podrażnienia). Inne dziecko L'Oreal, La Roche już lepiej wypada, osobiście nie słyszałem o uczuleniach - może parę gdy chodziło o krem z kwasem hialuronowym i żelem do mycia twarzy Effaclar w przypadku cery wrażliwej.
Polecam za to Payot (Dermaforce) i Uriage (Cicative, Bariederm) . W tym że, Payot jest o wiele bardziej lekki w konsystencji, składem o wiele lepszy jakościowo niż Uriage który jest bardziej gęsty (wazelinowaty), ale to też stosunkowo dwa razy mniejsza cena niż w wypadku Uriage więc nie mamy co się dziwić. Jeśli mieliście do czynienia z zabiegami laserowymi nie tylko na twarzy bardziej opłacalny bedzie Barierederm Tech Uriage (twarz i reszta ciała) w 100% da rade.
Zawsze w przypadku barier zwracajcie uwagę na SPF. Po zabiegowo jest to bardzo ważne i nie tylko jeśli używacie kremów z kwasami AHA, pochodnych retinolu, maści z antybiotykiem na noc, wtedy w ciągu dnia trzeba używać kremu z SPF'em i barier. 

Filtry SPF obciążają cere, podobnie jak sylikony i pochodne wazeliny. Żele są bardzo dobrym rozwiązaniem, pozatym jeśli posiadają w składzie witaminy, cynk, ekstrakty etc wniknął głębiej w skóre niżeli kremy.

piątek, 15 marca 2013

Recenzja: Alepia: Maska z błota morza martwego, glinka Rhassoul oraz Czarne Mydło.


Najpierw znajoma poleciła mi bym uzbroił w czarne mydło marokańskie, zachwalała je w niebo głosy więc postanowiłem dać mu radę wykazać się, już następnego dnia uzbrajając się w Savon Noir, Alepii. Oczywiście duży wpływ na wybór  miało zapewne skład i opakowanie w którym zakochałem się momentalnie, a stylistyka i czcionka przypominała mi filmy Tim Burtona co tylko mnie w tej decyzji umacniała . 
Przy okazji odwiedzenia swojego ulubionego sklepu organicznego dosłownie 10min spacerkiem od mojego bloku, wpadła mi też w oko maska z płota martwego i glinka wulkaniczna z tej samej serii ale o nich później.


Kosztowało mnie ono 35zł (200ml) , jak już wcześniej wspomniałem skład bardzo mi się spodobał (zmydlona pasta z oliwek, woda, olej z oliwek oraz sól potasowa), żadnych zapychaczy. Przechodząc do zabawy w łazience, dosłownie "piszczałem po niej" najpierw. Pamiętacie reklamę płynu do na czyń gdzie naczynia po umyciu piszczały z czystości po przejechaniu palcem? Ja dokładnie ten sam dzwięk poczułem na twarzy po umyciu, rzeczywiście cera czysta a jak już wysuszyłem gładka. No i ten zapach oliwek, piękny. Spodziewałem się trochę że jak mydło to przesuszy mi cerę, nie przesuszyło, trochę napieło (ale tak jest tylko wtedy gdy zostawiam je na trochę na twarzy). Podobno niektórzy polecają mieszanie go z glinką rhassoul - ja to próbowałem i mówie tak ale przy tłustej cerze raczej niż suchej. O ile Savon Noir sprawdza się przy każdym radzaju skóry o tyle glinka rhassoul (38zł, 200gr) mocno absorbuje sebum i jak zauważyłem przy dłuższym stosowaniu, prawie w pełni likwiduje wydzielanie go przez waszą cerę - to ucieszy osoby o tłustej cerze, mieszanej przypomni o nawilżaniu policzków, a przy suchej sprawi że odstawicie ją w kąt lub będziecie jej używać tylko do włosów (bo w tym się świetnie sprawdza). 

Minusem trochę Le Rhassoula jest opakowanie, po otwarciu mamy taką dodatkową nakładkę w kształcie sita ale o tak dużych dziurkach że właściwie jest bezużyteczna, chcąc na przykład posypać przy jej pomocy mokre włosy możecie skończyć używając jej pełnej zawartości. Dlatego dobrze jest albo mieszając ją z wodą palcem na dłoni albo przyszykować sobie naczynko na wyrabiania jej. Sama glinka Alepii zmienia się w żel w kontakcie z wodą - wtedy macie do wyboru albo umyć nią twarz albo zrobić z niej maskę. Sama maska wysuszy, wygładzi i oczyści cerę z sebum (świetna przy strefie T). 

Ostatnim punktem na w naszej trójcy jest Maska z Morza Czarnego (38zł, 100ml). Tutaj radziłbym zachować ostrożność. Po raz pierwszy gdy otworzycie piękne maleństwo ukaże wam się na jego powierzchni woda którą porządnie musicie zmieszać patyczkiem bądź łyżką, ta woda ma tak wysokie stężenie w sobie soli że jeśli nie zmieszacie jej porządnie z błotem prawdopodobnie morze się skończyć mocnym podrażnieniem. Jeśli macie skórę wrażliwą raczej nie używajcie jej w czystej postaci zmieszajcie w 50/50 z np  glinką zieloną lub różową w paście. Przy mieszanej cerze uważajcie na policzki. Tak jak mydło pachniało oliwkami, glinka rhassoul właściwie w ogóle nie ma zapachu tu zapach jest po prostu glonów i mułu ale z czasem gdy maska zacznie wysychać zapach zacznie znikać podobnie jak kolor ciemno zielony. Różnie możecie wytrzymać pierwszy raz z tą maską. Raczej nie dłużej niż 10-15 min. Sól zawarta w tym błocie jednak podrażnia troche, pobudza skórę ale przy zbyt długim stosowaniu mocno wysusza. Co do nakładania jej na niedoskonałości, z jednej strony wysusza je właściwie na następny dzień ( w trakcie nakładania zauważycie że w tych miejscach maska wysycha na biało, po zmyciu przygotujcie sie na zaczerwienienie w tych miejscach -nie martwcie sie zniknie szybo w przeciągu 30min) z drugiej strony nie jestem pewien czy nie podrażni kogoś z cerą naczynkową, przy tym byłbym uważny, bądź omijał te miejsca.

Podsumowując glika rhassoul zdecydowanie tak przy tłustej cerze i mieszanej, właściwie czarne mydło przy każdej skórze się sprawdzi, maska z morza martwego tak dla skóry tłustej, przy mieszanej z uwagą na paliczki przy wrażliwej i naczynkowej z rozsądkiem. Pozatym maska Mer Morte punktowo na przesuszenie niedoskonałości. 

Ciekawostka:

* Glinkę rhassoul spokojnie możecie dodawać do codziennych żeli myjących, peelingó podobnie jak błoto i mydło czarne. 

poniedziałek, 11 marca 2013

Cała Prawda o Kwasie Hialuronowym


Wbrew pozorom pierwszymi królikami doświadczanymi kwasu hialuronowego byliśmy my faceci. 
Był on i jest zażywany przez sportowców w celu nawilżenia stawów, jeśli biegasz, często jeździsz na rowerze, uprawiasz wspinaczkę, boks, tenis, ćwiczysz na siłowni etc aby po paru latach nie chodzić jak połamany, nawilżasz m.in chrząstki stawów łykając tabletki kwasu hialuronowego. Kwas ten zmniejsza tarcie i usprawnia poślizg na powierzchni tkanki łącznej stawu, zapewniając lepszą amortyzację w razie nacisków dodatkowo utrzymuje również funkcję bariery ochronnej błony maziowej . Odpowiada też za dostarczanie substancji odżywczych dla chrząstki stawowej oraz ograniczenie uwalniania się wolnych rodników

Z biegiem lat zauważono, że łykanie tabletek z kwasem hialuronowym nawilża też cerę . I co ciekawsze gdy używamy kwasów hialuronowych w kremach cera po pewnym czasie albo się przyzwyczaja albo przestaje go wchłaniać (dodatkowo używając dłużej kremów z kwasem hialuronowym bezpośrednio na skórę można zauważyć że pory się powiększają), w przypadku tabletek nie ma czegoś takiego a po pół miesiąca łykania go macie dokładnie te same rezultaty jak smarowanie się kremem a nawet o wiele lepsze . Dlatego dajcie sobie spokój z kremami łykajcie go w tabletkach.


Spoko tabletki z kwasem hialuronowym możecie kupić (już za około 30 zł, niekiedy nawet ponad 30 tabletek, ja łykam Hialumax Duo Olimpa który w promocji nawet w sklepach kulturystycznych czasami można dorwać za 20zł), dlatego nie dawajcie się nabijać w butelkę gdy będą wam chcieli wcisnąć coś za cenę większą , przepłacicie.



 Dla ciekawostki:


Kwas hialuronowy albo raczej moda na dodawanie go w kosmetykach, została wprowadzona po tym jak rynek został wysycony "kolagenem" który posiada podobne działanie a jak wiadomo nowości się najlepiej sprzedają  z taką różnicą że kolagen jest bardziej budulcowy, a kwas hialuronowy co prawda uczestniczy w procesie budulcowym ale w przeciwieństwie do kolagenu rzeczywiście nawilża i chroni przed otarciami stawów, dodatkowo daje szybszą poprawę nawilżenia skóry. Można łykać jednocześnie kolagen i kwas hialuronowy.


Jeśli macie problem z łupieżem, o wiele szybciej pozbędziecie się go jeśli oprócz mycia głowy szamponami do tego wyspecjalizowanymi będziecie łykać kwas hialuronowy. 

Możecie jedną kapsułkę odłożyć sobie, dodając ją sobie po trochu, dosłownie odrobinę (1/8  kapsułki) na parę razy do peelingów. Kwas hialuronowy zmiękcza naskórek i bardzo szybko go nawilża, przypomina to sytuacje sytuację jak z namaczaniem pięt przed pumeksowaniem. 

niedziela, 10 marca 2013

Peeling podstawa cz.1




Jesteśmy bombardowani sugestiami, że musimy nawilżać cerę. Jednak w przypadku naszej płci jest to trochę bardziej skomplikowane . Mamy o wiele grubszy naskórek niż kobiety, przez to wolniej się co prawda starzejemy ale tym samym trudniej jest naszej skórze absorbować krem który dochodzi o wiele płycej niż skóra kobiety. Sposobem na to jest peeling, który usuwa stary naskórek, pobudza skórę do wchłaniania balsamu po goleniu i zapobiega wrastania włosków a nawet zauważalnie zmniejsza widoczność (czarnych kropek) na twarzy bo maszynka dociera głębiej i tnie zarost o wiele płycej.

Przygotujcie się, że trudno będzie wam trudno znaleść wystarczająco mocny peeling. Właściwy dla nas peeling powinien być grubo ziarnisty i gęsty. Na ten moment najmocniejszym i najłatwiej dostępnym jest Morelowy Peeling firmy Soraya (m.in Rossmann) dawniej St Ives .
Jedyną wadą tego peelingu (choć na ten moment nie wpadł mi w ręce lepszy) jest to że jest on tłusty i lekko kremowy ale jest na to pewien myk, a mianowicie dodanie do niego żelu myjącego do twarzy, skóra nie będzie się po nim tłuścić.

Kiedy najlepiej wykonywać peeling? dla nas najlepszą porą jest wieczór, rano golimy się i wystarczająco skóra jest podrażniona tą rutyną. Po wykonaniu takiego peelingu warto wtedy wklepać serum, żel lub krem (chociaż kremy mają to do siebie że wnikają płycej w naskórek niż sera czy kremy żelowe) wtedy musimy pogodzić się że na efekty będziemy czekać krócej. Zastosujcie się do tego a szybko zauważycie poprawę skóry.


Ciekawostka:


Możemy go robić a nawet powinniśmy o wiele częściej niż kobiety. Dwa do trzech razy w tygodniu. Właśnie dlatego że nasza jest o wiele grubsza.